Wyborcy Platformy zasługują na więcej
  • Jan FiedorczukAutor:Jan Fiedorczuk

Wyborcy Platformy zasługują na więcej

Dodano: 
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Jakub Kamiński
TAKI MAMY KLIMAT || Mniej więcej od czasu zabójstwa Pawła Adamowicza opozycja budowała narrację o „nienawistnej PiS-owskiej polityce”, która zatruła kraj i podzieliła polskie rodziny. I teraz tuż przed wyborami obierając patronat nad hejterami od „Silni Razem”, PO druzgocze ten przekaz, ośmieszając swoich najbardziej oddanych zwolenników. Można się spierać z wyborcami Platformy, ale trzeba przyznać, że zasłużyli jednak na coś więcej niż „superteam” Schetyna-Brejza-Jachira.

Kiedy Koalicja Obywatelska zdecydowała się użyć hasła „Silni Razem” jako „akcji mobilizacyjnej”, która pozwoli im dogonić PiS (słowa Tomasza Siemoniaka), to duża część komentatorów przecierała oczy ze zdumienia. „Przecież to wygląd jak sabotaż” – skomentował sprawę Marcin Makowski z „Do Rzeczy”. To prawda, ciężko uwierzyć, że na ostatniej prostej przed wyborami politycy PO tak ochoczo wystawili się na strzał.

Do tej pory pod hashtagiem #SilniRazem funkcjonowała grupa antypisowskich hejterów posługująca się dość prymitywnymi (mówiąc delikatnie) środkami i językiem. Z jednej strony, na co oczywiście wiele osób od razu zwróciło uwagę, Platforma niejako przyznaje się do tej grupy (niektórzy sugerują, że PO wprost przyznało się, że od początku stało za hejterami) i bierze na siebie ich żenujące popisy, z drugiej jednak… z drugiej strony sprawa dotyka o wiele poważniejszej kwestii i jest kolejną oznaką permanentnego kryzysu, na jaki cierpi partia Schetyny. Chodzi o totalny deficyt wiarygodności.

Za pan brat z hejtem

Przypomnijmy, że ledwie dwa tygodnie temu PO wraz ze swoimi medialnymi przybudówkami alarmowała całą Polskę o aferze w Ministerstwie Sprawiedliwości. Oczywiście ta sprawa nie miała szans obalić PiS-u (o czym pisałemw jednym z poprzednich tekstów).

Oparcie całej kampanii na tych zawirowaniach było chybione, nie znaczy to jednak, że sam pomysł wypunktowania wpadki Piebiaka był zły. Umiejętne podbijanie tej sprawy i podgryzanie PiS-u mogło jak najbardziej przysłużyć się opozycji. Nawet jeżeli nie w pokonaniu Kaczyńskiego, to przynajmniej pomogłoby Schetynie obronić swoją pozycję na scenie antypisu.

Już jednak pomijając to wszystko i akceptując, że PO jak zwykle musiała przegrzać sprawę i zrobiła z niej kolejną „największą aferę w dziejach III RP”, o której nikt po tygodniu nie pamiętał (być może poza samym min. Piebiakiem), to mimo wszystko doprawdy ciężko pojąć, kto wpadł na ten genialny pomysł, aby najpierw przez całe miesiące kreować obraz „dusznej atmosfery IV RP”, w której to hejt leci na prawo i lewo, biedna opozycja jest szykanowana przez pisowskie media, a nienawiść szerzona przez Kaczora-dyktatora de facto doprowadziła do śmierci Pawła Adamowicza, a teraz – gdy ta narracja osiąga swoiste apogeum w postaci „farmy trolli” – samemu wystąpić jako wielki polityczny patron grupy hejterów od #SilniRazem.

Zdruzgotana narracja

To już nie chodzi o to, czy PiS na tym skorzysta czy straci, ale kto w sztabie Platformy Obywatelskiej w ogóle zaakceptował ten pomysł. Jeżeli Platformersi za pole bitwy obrali sobie narrację o walce z hejtem i nienawiścią, to przecież logicznym jest, że od tego typu ostrych zagrań powinni trzymać się z daleka. Owszem, wystawiono Kidawę-Błońską jako kandydatkę na premiera, ale w mediach to Schetyna cały czas bryluje, to Brejza jest wciąż szefem sztabu, a Klaudia Jachira kandydatką na posła.

To zderzenie sprzecznych sygnałów jest po prostu ośmieszające. Jak pisałem w tekście „Uciec z krainy obciachu” PO od kilku lat straciła patent na bycie „fajną partią” i przeistoczyła się w partię wpadek. I nie chodzi tu o jakieś wielkie afery, tylko właśnie o wpadki wizerunkowe, które wcześniej się jej politykom po prostu nie zdarzały. Czy to konwencja Kidawy-Błońskiej („gdzie jest program?”), czy niedawna czarna seria w internecie (gdzie pisano o „porozwalaniu Polski” czy posługiwano się hashtagiem #TwójSzwab) czy też słynna już „strefa relaksu” Rafała Trzaskowskiego. I takich wpadek jest na pęczki. Nawet jeżeli pojedynczo nic nie znaczyły, to razem budowały obraz „obciachowej” Platformy.

A teraz z kolei PO namawia do porzucenia nienawiści, jednocześnie wykorzystując grupę hejterów. Już pal licho, że taka sytuacja naraża na śmieszność polityków – ona ośmiesza samych wyborców Platformy. A ci na to nie zasłużyli. Póki co ten żelazny antypisowski elektorat zaciska zęby i popiera Schetynę, ale bardzo możliwe, że jeszcze kilka takich zagrań i zdecydują po prostu przerzucić swój głos.

Deficyt wiarygodności

To chaotyczna szamotanie się na dwa fronty – krytyka hejtu i jednoczesne patronowanie hejterom – nie jest niczym nowym. Przecież tak samo wyglądała sprawa ze związkami partnerskimi, gdy Schetyna wychodził i zapewniał, że nie aprobuje takich związków, by następnego dnia podczas konwencji domagać się ich wprowadzenia.

To samo było przecież z Małgorzatą Kidawą-Błońską. Rankiem Schetyna udziela wywiadu, w którym kpi z Joanny Miziołek i jej tekstu, że izraelska firma od PR doradziła mu schowanie się w cieniu, po czym dosłownie kilka godzin później ustępuje miejsca nowej kandydatce na premiera.

No i koronny przykład – 500 plus, wobec którego PO zmieniało co chwila zdanie. Od betonowego stanowiska, że „pieniędzy nie ma i nie będzie”, a budżet przez politykę PiS padnie i państwo zbankrutuje, aż do pełnej zachwytu adoracji, czego mieliśmy przykład choćby i kilka dni temu, gdy Bartłomiej Sienkiewicz zapowiadał, że po dojściu do władzy będzie walczył jak lew o ten program.

I teraz pomyślmy, jak się musi czuć zwolennik Platformy, który co chwila jest zmuszony bronić coraz to bardziej sprzecznych przekazów własnej partii, który musi patrzeć na Schetynę nieznającego „szóstki Schetyny"... Musi patrzeć, jak w poniedziałek PO zarzuca „konserwatywną kotwicę”, we wtorek wącha się z Biedroniem, w środę opowiada się przeciwko związkom partnerskim, a w czwartek urządza benefis Leszka Jażdżewskiego. Komedia. Co by nie mówić o wyborcach PO, jak bardzo człowiek by się z nimi nie zgadzał, to trzeba przyznać, że nie zasłużyli sobie oni na takie traktowanie.

Jedyne w czym PO pozostaje wiarygodne to radykalny antypisizm, ale i tutaj obserwujemy podważanie jej monopolu. Prym wiedzie w tym Czarzasty, który zapewnia, że Schetyna jest zbyt miękki, by rozliczyć PiS i dopiero jak on dojdzie do władzy, to wtedy zobaczymy Trybunał Stanu dla Kaczyńskiego, Ziobry, Dudy, Szydło itd. Jest to w oczywisty sposób rękawica rzucona liderowi PO.

Prezent od PiS-u

Brak wiarygodności Platformy jest szczególnie widoczny na tle ich głównego konkurenta – Prawa i Sprawiedliwości. Oczywiście, także i PiS nie wywiązał się ze swoich wszystkich obietnic, ale w porównaniu do poprzednich rządów stanowi jednak pewne novum w tym temacie.

To znaczy, że gdy np. Kaczyński w poniedziałek na konferencji obiecuje, że rząd nie wprowadzi związków partnerskich, to przeciętny Kowalski wie, że gdy się obudzi we wtorek, to ta obietnica będzie nadal obowiązywać. Gdy Kaczyński zapowiada, że PiS nie zrezygnuje z programu 500 plus, to tenże Kowalski ma pewność, że choćby budżet się walił, to pieniądze na to jedno świadczenie zostaną znalezione.

Dlatego też pozbawione sensu są wszelkie apele PO, że „nie odbierzemy tego, co PiS dał”. Jeżeli ktoś głosuje ze względu na postulaty socjalne, to nie przerzuci swojego głosu na Platformę.

Właściwie to Schetyna powinien wysłać jakieś podziękowania rządzącym za to, że wybory odbędą się JUŻ 13 października. Biorąc pod uwagę tendencję, jaka się wyłania z ostatnich sondaży oraz rosnące zniecierpliwienie wyborców PO, to jest całkiem prawdopodobne, że gdyby wybory miały miejsce kilka tygodni później, to mogłoby się nagle okazać, że to lewica a nie PO jest głównym przeciwnikiem PiS-u.

Artykuł wyraża poglądy autora i nie musi być tożsamy ze stanowiskiem redakcji.


Zobacz poprzednie teksty z cyklu "TAKI MAMY KLIMAT":

Czytaj też:
Oni już nawet nie udają…
Czytaj też:
Jeśli będzie trzeba, Schetyna zarżnie opozycję

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także